lek. Robert Donhoffner
Jestem lekarzem ortopedą. Ukończyłem studia na Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie. Już jako nastolatek mieszkający w Kołobrzegu czynnie uprawiający lekkoatletykę na skutek przeciążeń i kontuzji miewałem bóle kręgosłupa. Lekarze ortopedzi i specjaliści rehabilitacji radzili mi, aby wzmacniać „swój gorset mięśniowy” wykonując w ramach gimnastyki tzw. brzuszki. Miało to być receptą dla tak młodego człowieka jak ja na pozbycie się bólu kręgosłupa. Ale niestety nie było. No cóż, „brzuszki” mi nie wychodziły, bo ból pleców nie pozwalał na ich wykonywanie. Leków przeciwbólowych nie przyjmowałem i sytuacja była przez długi czas nierozwiązana do momentu, aż samo przeszło. A że czasami wracało…
Moja przygoda z chiropraktyką zaczęła się już na studiach, kiedy to w wieku 19 lat trafiłem wraz z moimi rodzicami z tzw. polecenia do gabinetu dyplomowanego chiropraktyka – p. Simona Westringa – obywatela Szwecji polskiego pochodzenia, który przyjmował wtedy w Szczecinie przy ul. Mazurskiej (później przy ul. Słowackiego). Pan Westring był wówczas pierwszym w Polsce specjalistą stosującym niekonwencjonalną, ale podobno skuteczną terapię manualną metodą opracowaną przez szwedzkiego lekarza ortopedę Dr Ackermanna. Postanowiliśmy z rodzicami spróbować i udaliśmy się na wizytę do tego człowieka.
Już pierwsza wizyta okazała się dla mnie bardzo dużym wydarzeniem, które udowodniło mi, że poprzednicy, udzielający mi porad z zakresu bólu kręgosłupa byli w błędzie. Już po tym pierwszym spotkaniu odczułem ulgę i zadziwiające uczucie lekkości ciała, luzu w plecach i niesamowitego odprężenia. Właśnie wtedy zafascynował mnie ten „efekt sekundowy”, który poprawił mi samopoczucie i moim marzeniem od tej pory było poznać mechanizmy, które to powodują. Od tego momentu wykazywałem zainteresowanie kręgosłupem i ortopedią, co pozwoliło mi ukierunkować się i wybrać sobie specjalizację na przyszłość. Moje dolegliwości, z którymi do tej pory się borykałem poszły na dłuższy czas w zapomnienie. Raz na kilka miesięcy jako pacjent odwiedzałem profilaktycznie gabinet pana Simona Westringa. Po uzyskaniu dyplomu lekarza i ukończeniu specjalizacji jako początkujący ortopeda próbowałem swoich sił przy stole operacyjnym, w gipsowni przy zaopatrywaniu złamań, na izbie przyjęć urazowej, w poradni udzielając porad. Strajki lekarzy i redukcje etatów w szpitalach przyczyniły się do tego, że odszedłem od stołu operacyjnego i moja praca w uspołecznionej służbie zdrowia przeszła do historii. Teraz tego nie żałuję, ale wtedy….
Los sprawił, że będąc na spotkaniu towarzyskim u pana Simona Westringa, zostałem przez Niego poproszony, aby odblokować Mu zablokowany segment w odcinku szyjnym kręgosłupa, ponieważ nie mógł sobie z tym sam poradzić. Miałem krok po kroku robić tak, jak mi Pan Simon powie. No i udało się! Jak na pierwszy raz poszło mi na tyle sprawnie, że p. Simon zaproponował mi, abym został jego uczniem, a następnie asystentem.
Od tego momentu przez około pół roku pojawiałem się w gabinecie jako ten, który obserwuje, podpatruje i zdobywa teoretyczną wiedzę. Podstawy anatomii człowieka, fizjologii i ortopedii zdobyłem na trudnych studiach medycznych i w ramach szkolenia specjalizacyjnego. Teorię potrzebną do zrozumienia chiropraktyki opanowałem natomiast na kursach medycyny manualnej w Berlinie i podczas spotkań z moim Mistrzem. Później nastał dwuletni okres praktycznych ćwiczeń pod okiem mojego Mistrza który uczył mnie, poprawiał mnie i wytykał moje błędy. W pewnym momencie Pan Simon zaczął miewać kłopoty zdrowotne, których przyczyną była niewydolność mięśnia sercowego. Powodowało to, że często miałem okazję zastępować mojego Nauczyciela podczas pracy w gabinecie, aż w końcu po krótkiej chorobie pan Simon Westring zostawił mnie samego. Zmarł 21 lipca 2001 roku w wieku 47 lat. Jako Jego uczeń kontynuuję dzieło, które rozpoczął przywożąc tę metodę na początku lat 90-tych ze Szwecji do Polski. Do dzisiaj odwiedzają mnie pacjenci, którzy byli leczeni przez Pana Westringa, co jest dla mnie wielkim zaszczytem.